Floating market i węże

2.01.2013

Jako chyba ostatnią zorganizowaną wycieczkę w okolicach Bangkoku wybraliśmy tzw. „floating market”, czyli bazar na łódkach. Wyjazd znowu około 7 rano, co dla rozleniwionych turystów oznacza nie lada wyzwanie, a potem dosypianie po drodze.

Kiedy już dotarliśmy do miejscowości, w której taka atrakcja się znajduje, oczom naszym ukazał się system kanałów obudowanych betonem, podobnie jak w Bangkoku. A w kanałach oczywiście podobne wąskie łódeczki napędzane silnikami z Bóg wie jakich samochodów. Każdy inny. Jednak na teren targu wpływają w większości łódki z napędem ręcznym i, co ciekawe, sterowane prawie wyłącznie przez kobiety.

A na samym targu znaleźć można różne ciekawe rzeczy, ale – tu zawiedliśmy się najbardziej – nie jest to targ przeznaczony dla miejscowych, a ustawiony już typowo pod turystów. Cóż, słyszeliśmy wcześniej, że tylko tu uchował się prawdziwy targ, gdzie Tajowie przyjeżdżają się zaopatrywać i sprzedawać z zyskiem gdzie indziej, a tu ta sama tandeta, co w innych turystycznych miejscach. Chociaż trzeba przyznać, że widzieliśmy trochę towarów, których do tej pory nigdzie indziej nie spotkaliśmy. Na przykład maski czy zestawy robali.

Tylko część „sklepików” była dostępna na wodzie, resztę odwiedzało się już pieszo, na brzegu. Tak znaleźliśmy przykładowo specjalistę od rzeźbienia w mydle, rewelacyjne dzieła z drutów i innych kawałków metalu.

Po markecie była jeszcze jedna atrakcja, mianowicie węże i inne gady. Podjechaliśmy naszym busikiem w miejsce sławne z pokazów z udziałem tych stworzeń. W pojedynczych akwariach i większych klatkach siedzą różnej maści węże, krokodyle i warany. Ja tam się zachwycałem, ale Marcie entuzjazm szybko przeszedł i połowę wizyty spędziła patrząc gdzie indziej i starając się myśleć o czymś przyjemnym. A pokaz był niesamowity! Ludzie igrający z najbardziej jadowitymi wężami, zbieranie jadu kobry do słoika, walka węża z mangustą czy łapanie (nawet w zęby!) rozwścieczonych wcześniej węży…

Dla równowagi był potem jeszcze przystanek na podziwianie przepięknych rękodzieł miejscowych artystów-rzeźbiarzy.

A na koniec, żeby zazdrość co po niektórych zeżarła, pokażemy basen na dachu hotelu, na który sobie bezpłatnie uczęszczamy. :-)

  1. Basen na dachu hotelu? Umarłem z zazdrości!

    Dobrze że podpisałeś że słoń to ten w środku. Tobie co prawda chyba ubył jeden podbródek, ale nadal masz ich nadprogramową liczbę. :P

  2. To ja poproszę o przesyłkę z waranem! ;)
    Wspaniała podróż, wspaniałe przygody!

    Pozdrowienia jeszcze z Wrocławia,
    Jacek S.

  3. Tata cały czas wpatruje się w niebo w oczekiwaniu na latający stół.
    Ach ten basen!!! (też mamy taki – pod łóżkiem!)

  4. Szanowni Państwo Marta i Jacek Symonowicz! Bardzo dziękujemy za
    pamięc i piękną kartkę z Pekinu. A teraz koniec oficjalności – od dziś będziemy spacerowac z Wami po Chińskim Murze. Będziemy się czuc, jakbyśmy byli z Wami.
    Pozdrawiamy Was serdecznie, życzymy wszystkiego dobrego, bawcie się doskonale i kiedyś do nas wróccie. Tęsknimy za Wami.

  5. Moja kartka wisi na lustrze, Codziennie jak spogladam na nia przed wyjsciem z pracy to 1cm2 mojej watroby gnije. ( uff..dobrze ze pracuje tylko 3 dni w tyg) Wracajcie predko bo juz niedlugo tylko przeszczep mnie bedzie czekal :))) i oczywiscie worek prezentow:)))

  6. Ej, no weźcie już wróćcie… Może to i niezbyt ciekawe miejsce do życia, ale rodzinę tu, kurczę, macie. No i to jedyny kraj na świecie, w którym wszyscy politycy uprawiają kabaret. Przynajmniej jest zabawnie, a w takim Bangkoku?
    PS Też dziękujemy za kartkę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *