Nowa wiza

10 I 2013

Jutro kończy nam się wiza, więc postanowiliśmy pojechać na granicę z Kambodżą po nową. Jak zwykle więc nie robimy niczego nowego i w tym przypadku również udajemy się tam z „zorganizowaną” wycieczką. 7 rano w bus, ok 12 jesteśmy na miejscu. Wszystko pięknie, ładnie. Aby opisać to, co tam się działo posłużę się mapką podglądową zrobioną (przez 2 godziny – doceńcie to poświęcenie) w inkscapie.

  1. Granica na horyzoncie! Od razu przewodnik bierze nas na stronę i proponuje załatwienie wszelkich, ponoć skomplikowanych formalności za (cytuję) „I can make you visa for 1300 Baht”. Uprzejmie dziękujemy. Co za problem przejść granicę w tę i nazad? Przekraczaliśmy granicę rusko-mongolską, mongolsko-chińską, poradzimy sobie z tajsko-kambodżdzką! Wiemy, że DO kambodży potrzebujemy wizę, za którą płaci się 800 Baht, nie będziemy przepłacać pięciuset nadprogramowo, już przecież na minusie jesteśmy. Wyruszamy
  2. I co? Już? Tak szybko? Tylko 15 minut czekania, pobieżne sprawdzenie dokumentów, nawet nikt nie patrzył na przeskanowane bagaże. Jedna kontrola i już jak wolne ptaki jesteśmy na ulicy, przed nami wielki napis „Welcome to Cambodia”. Super! Udało nam się tu dotrzeć bez wiz. Zostałam zaatakowana ptasimi ekskrementami, nie przejmuję się tym zbytnio, to na szczęście!
  3. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie, nikt nam nie powie, że nie byliśmy w Kambodży!
  4. Stajemy w kolejce, ludów jak mrówków, każdy sobie opowiada: „ja zapłaciłem 1100 za wszystko”, „ja 1300, przepłaciłam”. A my cwaniaki! Nic :) kolejka długa, słońce grzeje, ale jesteśmy dobrej myśli
  5. 1,5 godziny później dochodzimy do drzwi budynku. Dzwoni Winnie: tak, wszystko w porządku, obeszliśmy się bez płacenia i już wracamy. Pół godziny później dochodzimy do okienka, a pan tajski policjant mówi „nie ma wizy kambodżańskiej, nie przepuszczam”. W tył zwrot. W sumie samiśmy sobie winni, to było zbyt piękne, by było prawdziwe, trzeba było zasięgnąć informacji u kogokolwiek. No trudno. Smuteczek. :(
  6. I tu natrafiamy na kilku naganiaczy, którzy chcą nam pomóc załatwić wizę. Trafiamy do jakiegoś obskurnego pokoju, walący się tynk, śmieci, chory kot. Przy stole na plastikowym krześle siedzi pan policjant, typu „zjem pączka i posiedzę sobie trochę” i wypełnia jakieś formularze. „I can make you viza… 1000 Baht”. Nie nie, wiemy, że za wizę płaci się 800 B. Ok, idźcie dalej.
  7. Trafiamy do porządniejszego budynku, i chociaż skromnie, ale od razu można wyczuć, że jest to prawdziwy urząd. Napisane jak byk nad okienkiem: viza cost 800 Baht. Oddajemy ładnie paszporty, po dwa zdjęcia i po 3 minutach pan policjant woła nas kolejno po imieniu oddając umaziane w korektorze paszporty. Widzę kątem oka pączkowego policjanta z pkt. 6, który robi dokładnie to samo, co my, oddając 5 paszportów, ale zarabia 20 zł na każdym. Fajnie, ominęliśmy pułapkę :)
  8. Znowu idziemy na koniec kolejki do Tajlandii. Tym razem jest krótsza na zewnątrz, więc do środka dostajemy się po 10 minutach i tu trafiamy na najwolniejszego urzędnika w Azji (w skrócie NUwA). Sprawdzenie jednej osoby zajmuje mu średnio 3 minuty, podczas gdy inni urzędnicy robią to 1 minutę, a 6 sekund, jeśli ktoś jest Tajem. Wiem, bo z nudów Jacek sprawdzał z komórką w ręku.
  9. Godzinę później pod okienkiem NUwA jednoznacznie orzeka. Nie byliście w Kambodży, bo nie macie stempla na wizie. Cooooo??? To my tu w upale już całe godziny, a ty mały urzędasie…… złamałam maminą zasadę „przez ust niewieścich różaną bramę żadna k..a nie przeleci” ale na szczęście nie w stronę urzędnika.
  10. Szukamy porządnego przejścia granicznego. Ci od wizy kierują nas w głąb kraju. Od razu zjawia się kolejny pączkowy policjant i ochoczo „Załatwię wam stempel, 200 Baht”.
  11. Kolejne „Załatwię wam stempel, 200 bath”.
  12. Uuu, „kolejka na dwie godziny w jedną stronę”, i jeszcze raz „załatwię wam stempel, 200 Baht”. Jesteśmy twardzi i skąpi. Stajemy w kolejce.
  13. Godzinę później – Podbicie stempla.
  14. Znudziła nam się Kambodża i choć oficjalne dotarcie tutaj kosztowało nas trochę czasu i pieniędzy, przechodzimy tylko na drugą stronę ulicy i poddajemy nasze paszporty i palce kolejnej kontroli. Oficjalnie opuszczamy Kambodżę.
  15. Mmm, o połowę tańszy alkohol! ;)
  16. No nie, znowu ogromna kolejka? Podchodzimy do pana, który wpuszcza ludzi do budynku „Panie, wpuść nas do środka bez kolejki, dwa razy już tutaj staliśmy”. Koleś chyba zapamiętał moje polskie przekleństwa podczas ostatniego opuszczania budynku i widział, że jestem na granicy ponownej utraty nerwów. Zgadza się nas wpuścić, dzięki czemu trafiamy na mniejsze kolejki w środku. Dzięki doświadczeniu omijamy szerokim łukiem kolejkę do NUwA. Już po 20 minutach słyszymy długo oczekiwane słowa:
  17. „Można iść.”
  18. Tuż po przejściu na stronę tajską znajduje nas zaganiany przewodnik. Gdzie wyście byli? Już wszyscy czekają! Wsiadamy do busiku, jeszcze pół godziny czekamy na jedną parę, o 22.00 zostajemy wysadzeni na Khao San Road, w pobliżu której jest nasz hotel. Zadanie zostało wykonane!

  1. A legendę wrzucę, jak się wyśpię, u mnie jest 2.21. Dobranoc. (No dobra, na szybkiego: czerwone kropki to ludzie, takie były kolejki. Żółte gwiazdki to śmieci. Białe kwadraty to budynki. Dziękuję. Dobranoc.)

  2. A po przejściu na tajską stronę wielki napis: „Za przemycanie narkotyków grozi kara śmierci”. Z innej strony wiemy, że nie są to czcze pogróżki.

  3. Czy poruszaliście się zgodnie z numeracją kwadracików? No, no, to się nachodziliście. Ważne, że jest upragniona wiza. Całuski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *