Uwierz tu Rosjaninowi

29.10.2012

Ależ się porobiło!

Wymiana dolarów na ruble z „fajnymi chłopakami” przeszła nazbyt gładko. Najpierw dali do zrozumienia, że dadzą nam banknot 5000-rublowy za 100 dolców, ale dobrotliwie ich naprowadziliśmy na właściwszy kurs i daliśmy 160, żeby potem nie przychodzili z pretensjami, że to tak po pijaku i że chcą więcej. Ależ się cieszyli! Czytaj dalej

Ułan Bator

1.11.2012

Stolica Mongolii przywitała nas chłodno, ale potem się rozpogodziło – jak przystało na kraj, w którym nie ma chmur 260 dni w roku. Tak więc po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy w miasto szukać atrakcji. Okazało się, że największą atrakcją jest główna ulica (Peace Avenue), na której panuje zamęt większy niż w szczycie w Nowym Yorku. Najwyraźniej pierwszą zasadą ruchu drogowego jest tutaj: wymuszaj pierwszeństwo. Kierowcy „wpychają się” na inne pasy, jeśli tylko uznają, że się im to opłaci, piesi notorycznie przebiegają na czerwonym pomiędzy omijającymi ich o centymetry i ciągle trąbiącymi samochodami… jednak jakoś prawie wszystkim udaje się wyjść bez szwanku, ludzie chodzą o własnych siłach, a auta generalnie nie są poobijane. Są nawet w miarę nowe, przy czym prawie połowa ma kierownicę po prawej stronie – import z Japonii przez Rosję. Czytaj dalej

Wycieczka na Gobi cz. 2

6.11.2012

Dzisiaj musieliśmy niestety zacząć od wstania z łóżek. Przed zaśnięciem nagrzaliśmy sobie do około +25 stopni, a kiedy się obudziliśmy, w jurcie było około -5. Nawet mimo tego, że oprócz piżamy miałem na sobie kalesony, polar, dwie pary skarpet i czapkę na głowie, nie obyło się bez naciągania dodatkowej kołdry na śpiwór. No dobrze, Marta też oddawała nieco ciepła.

Mieliśmy wyjechać około 9 rano, ale że nasza przewodniczka była tu najmłodszą miejscową kobietą, to na nią spadły zaszczytne obowiązki, jak szykowanie jedzenia nam, gospodarzom, kierowcy i sobie, i wyczyszczenie jurty przed odjazdem. Wyjechaliśmy godzinę później i podążyliśmy w stronę gór, a konkretnie… ale to zaraz. Czytaj dalej

Uwierz tu Mongołowi

10.11.2012

Obudziłem się około 5 rano. Z zimna. Ciemno, nic nie widać. Piecyk już dawno wygasł, temperatura w jurcie spadła do około -10 stopni. Mój śpiwór stanowczo nie nadaje się do takich temperatur. Cóż, skoro spać się nie da, to przynajmniej napalę dla innych. I tak z pomocą latarki ułożyłem z drewna ładny stosik, który zapalił się już za trzecim podejściem. Zaczęło promieniować miłe ciepełko, po chwili udało mi się zmrużyć oczy. Dokładałem jeszcze kilka razy, bo drewno spala się bardzo szybko, a piecyk malutki. W międzyczasie trzeba było pójść po więcej szczap, na szczęście stos drewna wszelakiego był o kilkanaście metrów dalej, a pies tylko spokojnie patrzył, jak przeszukuję odpowiednio krótkich albo dających się złamać kawałków. Czytaj dalej

Ostatni dzień w Ułan Bator

15.11.2012

A więc ostatni dzień w Mongolii. Szczecinianie pojechali wcześnie rano pociągiem bezpośrednio do Pekinu (za około 100 dolarów za osobę), reszta Polaków ma „luźny dzień” i wyjście pod wieczór na Bonda. My wyjeżdżamy dopiero o 16:30, więc zdecydowaliśmy się zobaczyć jeszcze jedno muzeum: narodowo-historyczne. Szczerze mówiąc, spodziewaliśmy się czegoś lepszego, no ale dla zabicia czasu jakoś dało radę. Czytaj dalej

Przez granicę do Pekinu

17.11.2012

Cóż, jednak nie zawsze opłaca się kombinować.

Dojechaliśmy do granicy mongolsko-chińskiej po 7 rano i od razu udaliśmy się do kas przy dworcu, żeby kupić bilet przez granicę, do Erenhot (po chińsku: Erlian). O dziwo, nie dość że dostaliśmy bilet na pociąg i nie był zbyt drogi, to miał odjeżdżać lada chwila. Nie starczyło nawet czasu, żeby wymienić resztkę mongolskiej waluty. Przeżyliśmy tylko chwilę grozy, kiedy nie mogliśmy znaleźć tego pociągu na żadnym peronie, a był już czas odjazdu – dopóki ktoś nam po rosyjsku nie wyjaśnił, że: spokojnie, jeszcze nie przyjechał. Jak się później okazało, pomimo kwadransa spóźnienia pociąg stał potem jeszcze przez ponad półtorej godziny i odbywały się różne kontrole: paszportowa, celna, biletów, wypełniało się jakieś papiery. W końcu ruszyliśmy i oto ukazały nam się Chiny. Czytaj dalej

Zakazane Miasto

19.11.2012

Pekin jest super! Wprawdzie dosyć drogo, bo będąc w samym centrum płacimy za noclegi w hostelu ok. 25 zł za osobę, ale jest cała masa atrakcji. Chińczycy mają niesamowitą wyobraźnię i potrafią wymyślić przedmioty, potrawy czy zabawki, o których nam się nie śniło. Pośród najróżniejszych skarbów znaleźliśmy na przykład szpatułki do dłubania w uchu, podświetlane za pomocą diody. Bardzo spodobały nam się też mini-latawce ważące kilka gramów i połączone sznurkiem po kilka sztuk – efektowne a tanie. Albo jedzenie na patyku – okazuje się, że można w ten sposób podać nawet kukurydzę czy tosty (żeby się nie przekręcały, są nabite wzdłuż na 2 patyczki). Albo zestawy słuchawkowe… Czytaj dalej

Pekin na spokojnie

23.11.2012

Trochę dłuższa przerwa, bo nie chciało nam się pisać, a nie działo się tak wiele. Za to teraz będzie więcej obrazków.

Odkupiliśmy aparat, dokładnie taki sam, jaki nam ukradli w Ułan Bator. W tym celu poszliśmy na Electronic Market i wytargowaliśmy naprawdę dobrą cenę za nowiuśki aparat świeżo wyjęty przy nas z pudełka. Żeby zejść z kosztami jak najniżej, zostawiliśmy resztę zawartości tego pudełka w sklepie i nie dostaliśmy paragonu – wyszło około połowy tego, co w Polsce. Czytaj dalej