Porządne zwiedzanie Bangkoku

27.12.2012

Święta, święta i po świętach. I jak na Polaków przystało, poza jedzeniem, oglądaniem filmów  i wysypianiem się, niewiele się robiło. Za to od razu po świętach szarpnęliśmy się na przewodniczkę po atrakcjach Bangkoku na cały dzień. Dotychczas oglądaliśmy część atrakcji tylko z zewnątrz i nieco pobieżnie, więc zaliczyliśmy tzw. „must see”.


Na pierwszy ogień poszedł pałac królewski. Jest to okazały kompleks budowli wybudowanych między końcem XVIII a początku XX wieku (bo dopiero od około 230 lat Bangkok jest stolicą Tajlandii, wcześniej była to mała wioska). Codziennie jest oblegany przez rzesze turystów już od wczesnych godzin. Wymieszane są tu budynki sakralne ze świeckimi, a w stylach widoczne są oprócz rodzimych wpływy m.in. Chin i Kambodży. A na przykład najnowsze budynki mają architekturę zaczerpniętą wprost z Pałacu Buckingham…

W skrócie: wszystko kapie od ozdób i złoceń, ale kiedy się przyjrzeć, wiele szczegółów pozostawia wiele do życzenia. Najwyraźniej były od początku przeznaczone tylko do oglądania z daleka.

W takich czubach, które widuje się w wielu miejscach, a szczególnie przy świątyniach, są prochy wielmożnych. Koło pałacu były na przykład cztery takie obok siebie, a w nich pochowani czterej pierwsi władcy obecnie panującej dynastii Rama. A obok świątynia z wielkim posągiem odpoczywającego Buddy.

Po obejrzeniu tej głównej atrakcji turystycznej i zjedzeniu lunchu wynajęliśmy łódkę typu „long tail”, czyli taką, jaką najczęściej tu się spotyka. Jest o tyle praktyczna, że można nią się wcisnąć praktycznie wszędzie, a zrobić taką najwyraźniej też nie jest tak trudno. Bierzemy stary samochód, demontujemy w całości silnik ze skrzynią biegów, dokładamy śrubę i wajchy do sterowania, po czym mocujemy to na blaszanej łódce.

A widoczki, kiedy przemierza się kanały Bangkoku, też są bardzo ciekawe. Można oprócz drewnianych chałupek podziwiać wylegujące się tam i ówdzie lub płynące obok łódki metrowej długości jaszczury (niestety pod ochroną), albo 30-centymetrowe mini-bocianki. Jest też miejsce, gdzie regularnie dokarmiane są ryby, więc można popatrzeć na taką kotłującą się masę amurów czy innych tutejszych przysmaków. Tu świątynka, tu willa, tam restauracja, tu drewniana szopa mieszkalna, tu bananowce, a tam wielkie palmy.

Na koniec podsumowanie konkursu z poprzedniego wpisu: słabo, słabiutko. Pora na podpowiedź:

I na koniec kolejna zagadka, tym razem już chyba dużo łatwiejsza:

10 komentarz do “Porządne zwiedzanie Bangkoku

  1. Wygląda to jak pęcherze pławne ryb, ale tato zmienił zeznanie i uważa, że to mogą być jajka tych wielkich jaszczurów, które pływały wokół Waszej łodzi.
    A ta pierwsza zagadka, to na pewno wielka pochodnia, która wypaliła się nie do końca.

    • Brawa dla tego pana! Wyrazy uznania.
      Takie to kokony jeden młodzianek moczył w ciepłej wodzie, po czym rozwijał po kilka na raz i splatał w postaci jedwabnej nitki.
      Ciekawostka: pojedyncza nić ma około 1,6 km długości.

  2. Przynajmniej macie gdzie spalać poświąteczne kalorie :-) A przy okazji – mają tam jakieś słodycze? Tylko nie piszcie znowu o robalach…

  3. W związku z odzewem znawczyń mody na temat mojego stroju na pierwszym zdjęciu, spojrzałam na niego po raz drugi, potem na opis i jeszcze raz na zdjęcie. Rzeczywiście muszę napisać sprostowanie. TO NIE SĄ MOJE CIUCHY!!! Do pałacu nie można wejść z odkrytymi ramionami i kostkami u nóg, więc od razu pojawiają się Tajowie wypożyczający przy wejściu jakieś szmatki. Sprawa wygląda tak: tu masz spódnicę, tu masz bluzkę. NASTĘPNY. Nie było czasu ani porozumienia językowego, że ta bluzka nie pasuje do spódnicy, więc ugryzłam się w język i byłam szczęśliwa, że mogę wejść. Swoją drogą, patrzcie na Jacka spodnie, też przypadkowe…

  4. Świetne stroje, szczególnie Jackowe spodnie. Przez chwilę myślałam, że tak tam chodzicie ubrani i wcale nie widzę w tym nic złego, trzeba się wczuwać w klimaty :)
    Pozdrawiam!

Skomentuj tato A Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *