cisza przed burzą

11.11.2012

Dzisiaj Niedziela. Właściwie dopiero teraz orientuję się, że jest nasze święto narodowe. Cóż, została jeszcze godzina do północy, to może przynajmniej na dobranoc pomruczymy narodowy hymn.
Byliśmy rano grzecznie na mszy, pewnie ostatniej przez bardzo długi czas. Już Jacek pisał o katedrze w Ułan Bator, ale dopiero dzisiaj mieliśmy okazję zobaczyć jej właściwe wnętrze. Zazwyczaj niestety msze odbywają się w małym pomieszczeniu na wysokości piwnicy. Dlaczego? Bo jest cieplej. Na moje stwierdzenie, że na górze wcale nie jest zimniej niż w większości polskich kościołów, Ksiądz ze spokojem odpowiedział, że ciepło jest atrakcyjne dla wiernych. Gdyby mieli spędzić godzinę w mniej komfortowych warunkach niż domowe, nie przyszliby. Wszystko stało się jasne. Nie oparliśmy się pokusie sprawdzenia akustyki wnętrza i zaraz pośpiewaliśmy kilka znanych kawałków odpowiednich dla otoczenia (Ubi Caritas, Ave Verum, Preis und Anbetung). Dźwięk rozchodził się pięknie w pustej przestrzeni.Potem, jak polska wielkomiejska tradycja nakazała, udaliśmy się za zakupy, na słynny Black Market. Jest to znany ogromny targ w centrum miasta, gdzie można kupić dosłownie wszystko. Ogromny, trzeba zapłacić za wejście na jego teren. Dlatego pod jego ogrodzeniem powstają dookoła kolejne, pomniejsze targi, najczęściej spożywcze. Zapłaciliśmy wejściówkę, której kwota wynosiła 100 t za dwie osoby (czyli jakieś 23 grosze) i wyruszyliśmy na poszukiwanie potrzebnych nam artefaktów. Zafasowaliśmy po czapce uszatce, ja rękawiczki, Jacek grube skarpety, a na koniec trafiliśmy w obszar z pięknymi płaszczami i tam zaszaleliśmy – Jacek kupił mi piękny, futerkowy płaszcz zimowy. Cieszę się z niego tak bardzo, że szkoda mi go zakładać na podróż autobusem, gdzie może się przecież wybrudzić!

Zadowoleni z zakupów, zmęczeni i zziębnięci (-15 st.) podjęliśmy żmudną wędrówkę do hostelu. Najlepszą opcją wydał się autobus, więc pomaszerowaliśmy na przystanek. Radość nasza nie trwała długo. Pomimo zastosowania wielu środków ostrożności Jackowi w mgnieniu oka kieszonkowcy zwinęli aparat. Tak jest, pomimo wielu ostrzeżeń, pilnowania się, spotkał nas ten sam los, co 80% turystów w tym kraju. Szkoda nie tylko aparatu, ale i zdjęć z ostatnich 4 dni (kanion na Gobi, kościół, targ). Mało tego, już w autobusie, dosłownie 10 minut później przyłapałam jakiegoś szczyla, jak trzymał już rękę w mojej kieszeni. Niemoc w takiej sytuacji jest chyba najgorsza. Nie doszło do kradzieży, ale stoisz przed niedorostkiem, chcesz go jakoś ukarać, a nie możesz. Po rusku i angielsku nikt nie rozumie, więc stoję tak w tym autobusie i krzyczę na niego po polsku… Nawet na migi nie udało mi się powiadomić sprzedawczyni biletów, co przed chwilą robił towarzysz podróży. A ten po prostu wysiadł spokojnie dwa przystanki dalej.

Na tym zakończyliśmy przygody dnia dzisiejszego. Wróciliśmy do hostelu, gdzie spotkaliśmy parę Polaków ze Szczecina. Miło jest porozmawiać z kimś po polsku. Będą w Pekinie 1-2 dni przed nami, więc obiecali dać znać, w którym hostelu najlepiej się zatrzymać, jak gdzie dojechać. Kto wie, może przez kilka dni będziemy razem podróżować? Póki co – na Karakorum!

A, no i najważniejsze – wczoraj wieczorem byliśmy w kinie na najnowszym Bondzie! Świetny film, polecam. Dużą rolę w filmie ma niesamowita muzyka, z kawałkiem Adele na czele. Dziewczyna ma głos jakby stworzony do klimatu Bonda. Kto może, niech szybko idzie do kina, bo w wersji domowej to już nie to samo.

Dobranoc.

5 komentarz do “cisza przed burzą

  1. Widzę, że każdy dzień, to dla Was nowe niespodzianki. Nareszcie kupiłeś Marcie porządny płaszczyk! My przeżyliśmy weekend znacznie spokojniej, jak na nasz wiek przystało: siedząc przed kominkiem z lampką wina w ręku. Jacek, masz świetnych Teściów!
    I Wam życzymy dużo ciepła w sercu i na zewnątrz. Rodzice

  2. Buuuuuu! A ja się doprosić nie mogę o wyjście na Bonda!!!!!!!!!!!!!!! :-( Póki co: to że pójdę do kina jest tak samo prawdopodobne, jak to, że pojadę do Mongolii… A wersji domowej 007 nawet nie ściągam, bo to nie to samo, tylko śpiewam sobie pod nosem let’s the skyfall…

  3. @Rodzice:
    Zdjęcie płaszczyka już niedługo. Dzięki za życzenia, a co do Teściów, to: wiem, sprawdziłem wcześniej. ;-)

    @Dobranocka:
    Próbuj dalej, w kinach pewnie jeszcze długo będą grać. :-)

    • To nie sztuka być świetnymi teściami, gdy się ma zięcia oddalonego o tysiące kilometrów. Zobaczymy czy tak samo będziesz mówił, gdy wrócisz do szarej rzeczywistości :-)

Skomentuj Dobranocka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *