Moskwa

Mega głodni tlafiliśmy w końcu na lotnisko. Szczęśliwie okazało się, że /trete te te/ nie będziemy lecieć tanimi ukraińskimi liniami przez Kijów, a od razu Lotem do Moskwy. Świetnie! Tylko 2 godziny do lotu, a w środku: kanapeczki, batoniki, cola, piwo, soczki, kawa, herbata jedz i pij człowieku do woli! Na lotnisku zapoznaliśmy się nawet z uprzejmym człowiekiem, który podwiózł nas do hostelu. Szczęście nam sprzyja, odpukać w niemalowane (razem się to pisze czy osobno??). Hostel niesamowity: ludzie ze wszystkich stron, wszystkich narodowości. Francuz, który na rowerze dojechał do Kijowa (przejeżdżał też przez Nysę  :D). Egipcjanin uciekający od muzułmanów, którzy chcieli go zadźgać, bo jest chrześcijaninem.Niemcy nie wiem co tu robiący. Jutro idziemy na plac czerwony, chociaż wszyscy nam to odradzają nie wiedzieć czemu. Czytaj dalej

Życie w pociągu

28 października 20012

Jest ciemno. Trzecia noc podróży okazuje się bezsenna. Komputer mówi, że jest 21:46, ale co on tam wie. Po przejechaniu pierwszej doby zrozumieliśmy, że tutaj czas nie ma znaczenia. Dzień ciągle się skracał. Czas lokalny teoretycznie wyznaczamy moim telefonem z włączoną opcją automatycznego rozpoznawania strefy czasowej, a czas moskiewski na telefonie Jacka. Dlaczego? Czytaj dalej

Z Ułan Ude przez Suche Bator do Ułan Bator

30 X 2012

Po spokojnej, aczkolwiek bardzo krótkiej nocy obudziliśmy się niewyspani, gotowi do operacji „wyjście z pociągu”. Jeszcze tylko Prowadnica dzięki cudownemu urokowi Jacka pozwoliła mi umyć włosy  u siebie w zlewie (a nawet zamknęła drzwi i sama je umyła! – Niekomfortowa sytuacja, a jednocześnie przyjemna, Prowadnica była bardzo delikatna :D), pamiątkowe zdjęcia, przybicie kilku „dżusów” (czyli piątek) z chłopakami od fałszywki i już o 13.00 byliśmy sami na trzaskającym mrozie pośrodku nieznanego nam miasta z zamiarem udanie się do Nauszek, ostatniej miejscowości po rosyjskiej stronie na trasie kolejowej. Niefortunnie: autobus dopiero o 3 po południu, jedzie 4 godziny. Niedobrze. Granicę zamykają o 18.00 (!), więc dzisiaj nie zdążymy. Pociąg dopiero jutro. Pociąg bezpośrednio do Ulan Bator owszem, ale wieczorem i za 3500 rubli za osobę (ok. 370 zł). Nie było nic innego jak po prostu wziąć „taksówkę”. Koleś gnał przez resztę Rosji za jakieś 3700 rubli, ale mieliśmy dzięki temu szansę wyjechać z Rosji dzisiaj, jak wiza każe. Czytaj dalej

Dzień muzeów

3 XI 2012

Wczoraj był zwiedzania stolicy Mongolii ciąg dalszy, z jedną różnicą: temperatura -7st. C. Rano pojechaliśmy kupić bilety autobusowe na dzisiaj, potem udaliśmy się do starego monasteru przerobionego na muzeum w centrum miasta. Tam podziwialiśmy przeogromne ilości posągów niesamowitych wyobrażeń Buddy, Buddy kobiety, najróżniejszych stworów i demonów. Pośród wielu skomplikowanych zasad, na które składa się ta wielobarwna religiokultura, można wyciągnąć jedną, którą na pewno zrozumieliśmy: Im straszniejsze demony lub postacie, tym mają więcej mocy. Z pewnymi wyjątkami oczywiście. Poza tym, im więcej bóstwo ma rąk lub twarzy wokół głowy, tym jest lepsze. Czytaj dalej

Dalanzadgad

4 XI 2012

Nasza podróż na południe zaczęła się całkiem niewinnie. Z Hostelu do przyjemnej kawiarni, z przyjemnym jedzonkiem.

Potem było już tylko gorzej. 14 godzin w autobusie wielkości mydelniczki z 30 innymi osobami i ich bagażami. O tej porze roku raczej nie ma już turystów, podróżują jedynie ludzie – mężczyźni – najczęściej handlarze różnego rodzaju towarami, którzy przyjeżdżają z dalekiej prowincji na kilka dni do stolicy. Często objętość ich bagaży jest dwa razy większa niż objętość samych podróżników. Czytaj dalej

Wycieczka na Gobi cz. 1

5 XI 2012

Wstaliśmy rano wyspani i szczęśliwi, gotowi na nowe wyzwania. Jeszcze Jacek walnął się 3 razy w głowę przy wychodzeniu z toalety (to na szczęście, mam nadzieję) i już czekaliśmy przed „hotelem” na umówiony bus z kierowcą i przewodniczką. Niestety nie odbyło się bez komplikacji, bo pojawili się godzinę później, z busem z przyciemnianymi szybami, na co ostro zareagował Juan, Hiszpan. Niestety nie mówi on po angielsku, więc jego żale i pretensje rozumiała tylko jego dziewczyna, tłumacząca to na angielski, z angielskiego tłumaczka kierowcy, co już nie miało takiej mocy przebicia. Po godzinie stania i niewyraźnej konwersacji kierowca obiecał wymienić bus. Czytaj dalej

cisza przed burzą

11.11.2012

Dzisiaj Niedziela. Właściwie dopiero teraz orientuję się, że jest nasze święto narodowe. Cóż, została jeszcze godzina do północy, to może przynajmniej na dobranoc pomruczymy narodowy hymn.
Byliśmy rano grzecznie na mszy, pewnie ostatniej przez bardzo długi czas. Już Jacek pisał o katedrze w Ułan Bator, ale dopiero dzisiaj mieliśmy okazję zobaczyć jej właściwe wnętrze. Zazwyczaj niestety msze odbywają się w małym pomieszczeniu na wysokości piwnicy. Dlaczego? Bo jest cieplej. Na moje stwierdzenie, że na górze wcale nie jest zimniej niż w większości polskich kościołów, Ksiądz ze spokojem odpowiedział, że ciepło jest atrakcyjne dla wiernych. Gdyby mieli spędzić godzinę w mniej komfortowych warunkach niż domowe, nie przyszliby. Wszystko stało się jasne. Nie oparliśmy się pokusie sprawdzenia akustyki wnętrza i zaraz pośpiewaliśmy kilka znanych kawałków odpowiednich dla otoczenia (Ubi Caritas, Ave Verum, Preis und Anbetung). Dźwięk rozchodził się pięknie w pustej przestrzeni. Czytaj dalej

Karakorum i inne przypadki

14.11.2012

Podróż na zachód przebiega bardzo spokojnie. Całodzienna jazda autobusem była bardzo komfortowa, a porównując z poprzednimi dwoma – wręcz luksusowa. Porządny, duży autobus, wygodne siedzenia, ciepło i asfalt na drodze – to wszystko, czego oczekuje europejski turysta. Jedyna atrakcja to zmiana pękniętego koła w połowie drogi. Wszyscy pasażerowie pomagali kierowcy z wymianą… mentalnie. Tak naprawdę ja wyłożyłam się na wolnych chwilowo siedzeniach, Jacek pstrykał fotki i rozmawiał z poznanymi w hostelu innymi podróżnikami (w liczbie: 5, mieszanka kanadyjsko-angielsko-hiszpańska z domieszką francuską). Reszta pasażerów skorzystała z momentu, aby „odwiedzić matkę naturę” gdzieś na pustyni.

Czytaj dalej

Pekin – poznajemy miasto

18 listopada 2012

Dojechaliśmy do Pekinu późnym wieczorem. Z plecakami, kurtkami, rękawiczkami i czapkami trochę się gotowaliśmy na czyściutkich, pięknie oświetlonych ulicach. Powędrowaliśmy do hostelu rekomendowanego przez nowych znajomych. Jeśli wcześniej zdawaliśmy sobie sprawę, że Pekin to duże miasto, teraz mogliśmy te myśli pognieść i wyrzucić do kosza. Pekin to coś więcej. Patrzyliśmy na mapę miasta (zapisaną wcześniej w komórce dzięki wujkowi Google), gdzie widzieliśmy proste uliczki wijące się wokół centrum ładnymi okręgami. W rzeczywistości te, jak nam się zdawało, uliczki to ogromne ulice po cztery pasy w każdą stronę, plus 2 pasy dla rowerów, pasy zieleni, szerokie chodniki, znowu pas zieleni i drugi chodnik. Między dwoma takimi poprzecznymi ulicami można zmieścić całą dzielnicę wrocławską. Spacer mieliśmy dłuższy, niż się tego spodziewaliśmy. Czytaj dalej

Wielki Mur Chiński

2012-11-22

Dzisiaj rano zgadaliśmy się z jeszcze w Mongolii poznanymi Polakami i w piątkę (bo jeden chłopak doleciał do nich z Polski) pojechaliśmy na jednodniową wycieczkę zobaczyć Wielki Mur. Opcji mieliśmy kilka: szukać dobrej opcji z tych organizowanych przez hostel lub biura podróży albo jechać na własną rękę zwykłym autobusem. Ostatnia opcja okazała się najtańsza – w jedną stronę (jakieś 60 km na północny wschód) za jedną osobę zapłaciliśmy całe 12 juanów (ok. 6 zł)! W niecałą godzinkę byliśmy już na miejscu. Wielki mur ciągnie się na tym fragmencie wzdłuż szczytów górskich. Na dole państwo przygotowane na przyjęcie dużej ilości turystów. Kramiki z atrakcjami i przekąskami, a dalej dwa wybiegi z niedźwiedziami (nikt tu się nie przejmuje tym, czy mają wystarczająco miejsca i zieleni). Czytaj dalej