25.01.2013
Znowu nam przyszło jechać, gdy przyczyna była,
Że się nam ważność wizy ponownie skończyła.
Tym razem na południe – z Malezją granica,
Gdzie stricte muzułmańska jest już okolica.
Wyjazd miał być o szóstej (plus tajskie spóźnienie),
Trzeba było ukrócić ranne marudzenie.
Przyjechał po nas busik, dosiadło się potem
Dwanaście jeszcze osób upchniętych pokotem.
Lecz nie można narzekać mając wciąż w pamięci
Jak byliśmy w mongolskich busikach ściśnięci.
A więc tak dziesięć godzin: patrzenie przez okno,
Jak się bydło wypasa, w deszczu palmy mokną.
Trochę książkę poczytać, trochę pograć w karty,
Nieco z ludźmi pogadać, spojrzeć w oczy Marty,
Do pracy kod naklepać, choć baterii mało,
I zdrzemnąć się przez chwilę – ot, tyle się działo.
A na samej granicy – przyjemne zdziwienie,
Tak nam szybko zleciało wizy załatwienie.
Tu pieczątka, tam druga, druczek wypełniony
I już pobyt w Tajlandii mamy przedłużony.
A żeby się odwdzięczyć, zjedliśmy ze smakiem
Przyrządzoną na miejscu sałatkę z kurczakiem!
Twórczość poetycka rozwinęła się – gratulacje!
No Jacek, stanąłeś na wysokości zadania. Tak trzymaj!
W Malezji? Sałatkę z kurczaka?? Głupio jakoś tak, nie?
Nawet zdjęcia podpisane rymami??? Czapeczkę załóż jak za ostre słońce ;-P
Czapeczki możecie nosić, nie zaszkodzą. Marta, pokaż na co Cię stać! Dasz radę! To łatwiejsze niż ta pionowa skała.