Nowa miejcówka i przygotowania do Świąt

24.12.2012

Dzisiaj już Wigilia! Jak te dwa miesiące podróży szybko zleciały…

No ale po kolei. Nie działo się od ostatniego wpisu aż tak wiele, ale co nieco się jednak zdarzyło. Przede wszystkim: mamy mieszkanko w Bangkoku. Wypożyczone na miesiąc i jest w nim wszystko, czego nam trzeba, czyli klima, lodówka, prysznic (nawet z ciepłą wodą – co nie jest takie oczywiste, bo Tajowie uważają, że skoro woda w kranie zawsze ma około 20 stopni, to wystarczy), szafa na ubrania (można było się wreszcie rozpakować), a nawet luksus w postaci telewizora (odbiera nawet CNN). I oczywiście kochany Internet. Niestety nie ma kuchni, ale poradziliśmy sobie kupując za niecałe 100 zł grzałkę indukcyjną razem z garnkiem.

Nasze plany na tę chwilę są takie, że siedzimy w Bangkoku jeszcze jakiś czas, przeczekując szczyt sezonu turystycznego i dorabiając przy pomocy komputera. W międzyczasie robimy jakiś wypad na północ Tajlandii i do Kambodży, żeby odnowić wizę. Przy przylocie dostaliśmy takową na 30 dni, ale przy wjeździe drogą lądową dostaje się tylko na 15 – stąd popularny tutaj tzw. „visa run”, czyli po naszemu jeżdżenie po wizę, żeby zostać dłużej. Około połowy stycznia za to wybierzemy się na południe Tajlandii, gdzieś w okolice Krabi, gdzie piękne są plaże, a turystów niewielu (w założeniu). Co nam z tego wyjdzie – zobaczymy, trzymajcie kciuki.

Przyzwyczajamy się pomału do tych temperatur, udało mi się nawet sporo wytrzymać w długich spodniach (bo do kościoła na przykład niezbyt elegancko w szortach). Tutaj kiedy w dzień (np. rano) jest nieco poniżej 30 stopni, Tajki zakładają kurtki. Nadal jednak najbardziej denerwujące dla nas są skoki temperatury przy wchodzeniu z dworu do jakiegokolwiek sklepu czy restauracji.

Wczoraj poznaliśmy dwójkę Polaków, którzy właśnie przylecieli w trybie typowo turystycznym i akurat dwa dni są w Bangkoku, więc razem przeżyjemy Wigilię. Ale najpierw kolejna wizyta w kultowym klubie „Saxophone” – tym razem wieczór bluesowy (jeśli z wieczoru wraca się o 4 nad ranem).

Do wigilii przygotowaliśmy się, na ile się dało. W Tesco kupiliśmy, co można było kupić tylko tam, czyli tak ekscentryczne produkty, jak śmietana, kapusta, mąka czy seler, a na dodatek choinkę z ozdobami (12 zł) i chińskie lampki (4,50 zł).

Dzisiaj przez pół dnia przygotowywaliśmy jedzenie: pierogi z kapustą i grzybami, barszcz z uszkami, zupę grzybową i panierowaną rybę. Przy tak ograniczonych środkach wyszło nawet nieźle i wszyscy z 6 osób na naszej wieczerzy wigilijnej byli zadowoleni. Tajka (jej imię to coś jak „Fach”) dała nawet ocenę 8 na 10 punktów. Pośpiewaliśmy kolędy i pojechali na pasterkę. Tam znowu na zakończenie mszy była typowa pieśń kościelna „We wish you a merry Christmas”, ale ogólnie bardzo pozytywnie.

Zostaje na koniec życzyć Drogim Czytelnikom niesamowitych, cudownych Świąt Bożego Narodzenia, które przeżyjecie zapewne wśród rodziny, czego bardzo Wam zazdrościmy. Niech te Święta będą okazją do wielu wzruszających chwil i dobrego odpoczynku od codziennej gonitwy. Wszelkiego błogosławieństwa Narodzonego!

No dobrze, jeszcze na koniec zagadka: co to jest?

Ten pan już chyba się domyśla.

9 komentarz do “Nowa miejcówka i przygotowania do Świąt

Skomentuj Piotrek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *