Ostatni dzień w Ułan Bator

15.11.2012

A więc ostatni dzień w Mongolii. Szczecinianie pojechali wcześnie rano pociągiem bezpośrednio do Pekinu (za około 100 dolarów za osobę), reszta Polaków ma „luźny dzień” i wyjście pod wieczór na Bonda. My wyjeżdżamy dopiero o 16:30, więc zdecydowaliśmy się zobaczyć jeszcze jedno muzeum: narodowo-historyczne. Szczerze mówiąc, spodziewaliśmy się czegoś lepszego, no ale dla zabicia czasu jakoś dało radę.

Były tradycyjne stroje różnych regionów…

Pamiątki dawnej świetności…

Nawet polski akcent się znalazł…

I inne dziwności…

Potem przez jakiś czas szukaliśmy sklepu muzycznego, który nam polecono wcześniej, a kiedy już go znaleźliśmy, kupiliśmy sobie szpanerską pamiątkę. I do tego podręcznik do nauki gry. :-)

To nie są skrzypce, trzyma się to w pionie. Umówiliśmy się, że pani ekspedientka wyśle nam to od razu do Polski, żebyśmy nie musieli tarabanić się z dodatkowym tobołem. Potem jeszcze pomyśleliśmy, że możemy do paczki dorzucić wypożyczone w Polsce przewodniki i książkę, które już nie będą nam potrzebne, ale kiedy wróciłem do sklepu godzinę później, pani już zdążyła wysłać paczkę. Trudno, zapłaci się większą karę za przetrzymanie.

Dowiedzieliśmy się jeszcze, że można zwiedzić wnętrze budynku parlamentu, ale niestety trafiliśmy akurat na przerwę obiadową. Tylko jacyś wojacy odprawili dziwną szopkę przed tym pomnikiem Chingisa.

Po dotarciu w okolice dworca szukaliśmy kasy międzynarodowej, żeby kupić bilet przez granicę z Chinami. W normalnych miastach może byłoby to proste, ale przecież nie w Ułan Bator. W końcu znaleźliśmy: po drugiej stronie ulicy, jakieś 300 metrów dalej i schowany w głębi między budynkami. Gdyby nie pomoc miejscowych, w życiu byśmy nie trafili.

Przy kasie mówią: pokój 209, na górze. No to idziemy tam, a inna pani znowuż każe udać się na dół, do jeszcze innej sekcji, gdzie po odczekaniu chwilę w kolejce dowiedzieliśmy się, że… nic z tego, nie można kupić takiego biletu.

Przez to ledwie zdążyliśmy na swój pociąg do Chińskiej granicy (Zamyn-Uud), no ale jest dobrze, jedziemy.

Na koniec jeszcze dwie ciekawostki. Po pierwsze, w większości WC widzieliśmy tutaj takie ostrzeżenia, żeby nie wrzucać papieru toaletowego do toalety, tylko do kosza obok.

A po drugie, znaleźliśmy w sklepie ciekawie wyglądające lody. Papierek z etykietą jest przyczepiony bezpośrednio za pomocą loda. Mongołom gratulujemy oszczędności!

  1. Te lody chyba najbezpieczniej o ile w ogóle można tu mówić o bezpieczeństwie zjeść w stanie pełnego zamrożenia, jest szansa że wafelek jakoś to zniesie…

  2. Ten dziwny instrument, jak widzę, ma tylko dwie struny. Rozumiem, że jedna dla Marty a druga dla Jacka. A Martusiu, masz śliczny płaszczyk – dzięki Jacku!

  3. Martusiu, Jacusiu: wybaczcie moja reakcję na Wasz telefon, ale sorrry, dzwonić do kogoś o 2 w nocy z pozdrowieniami z Mongolii to trochę jednak za…………. wcześnie…. wybaczcie moje kwieciste słownictwo ale wyrwałam się z jakiegoś koszmaru a Marty słodziutki głos lekko mnie wbił w świadomość.:DDD możecie na odpuszczenie win przywieść mi takiego loda! ale musi być w wafelku!! ołkej?

  4. To tak jak w tym kawale co to Rosjanin z Syberii kupuje lodówkę – sprzedawca pomaga mu ją pakować, ale nie daje mu spokoju jedna rzecz. W końcu pyta:
    – Panie, ale po co Panu ta lodówka jak Pan na Syberii mieszka…?
    – Widzi Pan, to jest tak: na dworze -40, w domu -20, pod kołdrą -5. W lodówce przynajmniej się żona ogrzeje…

    :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *