Phi Phi

29.01.2013

W jednym miejscu dość szybko się nudzi – nawet jeśli jest to tajska plaża. Dlatego postanowiliśmy szarpnąć się na wycieczkę na wyspę Phi Phi (czyt. „Pi Pi”). To ponoć jedna z najładniejszych wysepek Tajlandii i rzeczywiście jest co pooglądać, bo i woda ma przepiękny kolor, i urwiste klify spadają prosto do morza, i plaże niczego sobie.

Do miejsca startu (bo ciężko nazwać to portem, a nawet przystanią) dowiózł nas zamówiony kierowca. Ludzie byli pakowani na wielkie motorówki (nasza miała 5 silników po 225 koni każdy) i odpływali w siną/lazurową dal.
Motorówki

Na motorówce od razu wpadliśmy na inną polską parę, z Warszawy, więc mieliśmy okazję do pogadania w ojczystym języku, choć hałas silników był ogłuszający. Przybiliśmy najpierw do „Bamboo Island”, gdzie mieliśmy godzinkę na pływanie tudzież opalanie się. Był nawet kawałek rafy koralowej, gdzie można było natrafić na coś kolorowego (koralowego) i ławice rybek, choć dowiedzieliśmy się, że duża część raf została zmieciona w kwietniu 2012, podczas przejścia tsunami. A nazwa wyspy nie bardzo oddaje rzeczywistość, bo większość bambusów została wycięta pod budowę resortów na sąsiedniej wyspie Phi Phi. Phi.Razem
Turysty przyjechały

Ko Phi Phi składa się z dwóch wysp, z których na jednej są bodaj tylko skały i dżungla, a na drugiej trochę więcej zabudowy, wyłącznie turystycznej. Przypłynęliśmy najpierw do zatoczki, gdzie kręcony był film „The Beach” (po polsku „Niebiańska Plaża”) z Leonardem DiCaprio. Bardzo malowniczo, gdyby nie było tam tylu turystów i motorówek, że nie sposób było znaleźć wolnego kawałka plaży.Utrzymuję jąWidoczek

Stamtąd szybko odpłynęliśmy na całkiem przyzwoity obiad wliczony w cenę biletu, a po obiedzie było wystarczająco dużo czasu, żeby pomoczyć się w wodzie o przepięknym kolorze.
Lazur

A na koniec była jeszcze jedna atrakcja, mianowicie nurkowanie (a właściwie: „snurkowanie”, po angielsku snorkeling). Zorganizowane to było tak, że tuż przy klifie stateczek zatrzymał się na godzinę, wypożyczono wszystkim oprzyrządowanie i wyskoczyliśmy do wody o głębokości (tak na oko) od dwóch do pięciu metrów. Kto się bał utonąć, mógł dostać kapok. Szkoda, że nie dało się sfotografować tych kolorów raf i rybek, które tam pływały…
Coś jej na twarzy wyrosłoInteligent, czyż nie?

Wieczorem, po powrocie na stały ląd, umówiliśmy się jeszcze na kolację z poznaną Martą i Robertem. Bardzo ciekawi ludzie, pewnie się jeszcze spotkamy!
Polski WieczorekZabawy światłemZabawy światłem 2

 

  1. A te rurki co macie w ustach to tak z ust do ust…?
    Kolor wody zabójczy. Piękny. Niesamowity. Cudowny. Wspaniały. Powalający. Ach!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *