Życie w pociągu

28 października 20012

Jest ciemno. Trzecia noc podróży okazuje się bezsenna. Komputer mówi, że jest 21:46, ale co on tam wie. Po przejechaniu pierwszej doby zrozumieliśmy, że tutaj czas nie ma znaczenia. Dzień ciągle się skracał. Czas lokalny teoretycznie wyznaczamy moim telefonem z włączoną opcją automatycznego rozpoznawania strefy czasowej, a czas moskiewski na telefonie Jacka. Dlaczego?

Wszystkie daty postojów i wyjazdów pociągu są opisane czasem moskiewskim, do końca trasy. Jednak organizm ciężko się dostraja do otoczenia. Wczoraj obudziliśmy się tak, jak na polskie warunki „normalnie”, o 9.00 :D, a ludzie, którzy dopiero co wsiedli dziwnie się na nas patrzyli, bo „kak do czeternacet spact możno?”. Do zmroku zostały tylko 4 godziny. Postanowiliśmy tym razem pójść spać wcześniej, a oto wyniki. Za to piękne widoki.

Spadła niewielka, 10-cio centymetrowa warstwa śniegu. Odbija on pięknie księżyc, dlatego jasno. Widać małe zagajniki brzóz, także białych jak śnieg. Reszta to krzaki. Krzaki i krzaki aż po horyzont. Czasem przez godzinę nie widać żadnej chatki, czasem co chwilę można znaleźć skupiska 5-8 drewnianych domów. Koleś, jak mu tam było, który jechał z nami przez pierwszą dobę mówił „Patrzcie – oto Rosja. Rosja to nie Moskwa, Rosja to te małe biedne chatki w całej reszcie. Biedni ludzie”. Wieczorem (a może to było popołudnie?) zatrzymaliśmy się w Nowosybirsku, mieście zbudowanym z samych blokowisk (tylko stację kolejową mają dużą, kolorową, rozbudowaną, w której zgubiliśmy się 2 razy). Teraz wiadomo, dlaczego to najpopularniejsze budowle w Rosji: ciepło. Im więcej ludzi w kupie, tym cieplej. Bloki połączone? Super! Można się odwiedzać bez potrzeby wychodzenia. Rosjanie wolą wersję „lepiej smrodek niźli chłodek”.

Jeśli chodzi o higienę – koszmar. Tylko kobiety nie śmierdzą. Wszyscy inni, łącznie z ubraniami i jedzeniem, a od wczoraj również i my, wydzielają słodkawy smrodek brudu i dymu papierosowego. Dlaczego tak jest? Nie wiem. Właściwie wiem, dlaczego u nas: bo mamy do dyspozycji tylko toaletę z umywalką w wagonie. Ponoś w wagonie 13 (my w 18) jest miejsce na prysznic, ale kosztuje – uwaga – 440 rubli! To całe 44 zł. Rezygnujemy. Taka toaleta, jaką mamy, nie jest zła, w końcu można umyć wszystkie najważniejsze części ciała. Najgorsza była pierwsza noc, potem okazało się, że jest druga, czystsza toaleta koło prowadnic (opiekunek wagonu). Na szczęście (a może nieszczęście) nie wszyscy wyznają zasadę codziennego mycia. Pozostaje nam to przetrzymać, tylko u mnie pojawia się coraz więcej warkoczyków na głowie – jeszcze nie swędzi.

To zadziwiające, ale dopiero w Nowosybirsku wsiedli ludzie, którzy chcieli się napić wódki. Po pół godzinie skończyło się to zgromadzenie przyjściem prowadnicy i pani „policjantki”, jak wyjaśnił Sasza, i pogrożeniem im wyrzuceniem z pociągu. My ładnie chcieliśmy pójść spać, ale nowi koledzy namawiali, że to nic, przecież tu Rossija i trzeba się napić. Chwilę potem połowa była tak pijana, że nie wiedziała co gada, a nas rozumieli znakomicie. Co gadali? Gadali o sobie. Każdy z nich to chłopaczek jeszcze, średnio 23 lata, średnio zachowanie gimnazjalistów. I średnio po dwoje dzieci, jeden rozwodnik. Pracują w jednej firmie dystrybucyjnej, z siedzibą w Ameryce. Nie wiem, czy prawda czy nie, ale potrafią kombinować.

Mieliśmy małe kłopoty finansowe. Jeszcze w Moskwie wyciągnęliśmy 1000 rubli (około 100 zł) z bankomatu, co nam się skończyło bardzo szybko. Mieliśmy dolary, i brak możliwości wymiany. Najdłużej pociąg zatrzymuje się na pół godziny, co z reguły nie wystarczało na znalezienie banku, wymianę i powrót. Wymiana wiąże się z wypisaniem długiego formularza po rosyjsku, skąd mamy dolary, dlaczego chcemy tyle wymienić, gdzie jedziemy, itd. plus sprawdzenie dokumentów, paszportów, wiz, itd. Nie mówiąc już o tym, że trzeba by się zagłębić w miasto, żeby taki bank znaleźć. Szczęśliwie los się do nas uśmiechnął 2 razy. Po raz pierwszy, gdy spotkaliśmy naszą prowadnicę na ulicy w Nowosybirsku, gdy opisaliśmy jej naszą sytuację, dała nam 500 rubli, oddamy, jak wymienimy w Ulan-Ude. Drugi raz, gdy piliśmy z chłopcami. Oczka im się zaświeciły po usłyszeniu słów „mamy dolary”. Początkowo chcieli wymienić 1 do 1, czyli jeden dolar jeden rubel, ale się nie daliśmy. W końcu poszło po 32 ruble za dolara. Koniec kłopotów. Ogólnie myślałam, że wszystko tu będzie trochę tańsze, a tu niespodzianka. Przeliczając, że 1 zł = 10 rubli, to mamy (w złotych) chleb 2,60, cola 5,- (na peronie nawet i 8,-), piwo 4,- (na peronie 10,-) i najważniejsze – pirożki 2,50. Niestety babuszek mało, trzeba samemu szukać na stacjach.

Jeden komentarz do “Życie w pociągu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *