Pekin – poznajemy miasto

18 listopada 2012

Dojechaliśmy do Pekinu późnym wieczorem. Z plecakami, kurtkami, rękawiczkami i czapkami trochę się gotowaliśmy na czyściutkich, pięknie oświetlonych ulicach. Powędrowaliśmy do hostelu rekomendowanego przez nowych znajomych. Jeśli wcześniej zdawaliśmy sobie sprawę, że Pekin to duże miasto, teraz mogliśmy te myśli pognieść i wyrzucić do kosza. Pekin to coś więcej. Patrzyliśmy na mapę miasta (zapisaną wcześniej w komórce dzięki wujkowi Google), gdzie widzieliśmy proste uliczki wijące się wokół centrum ładnymi okręgami. W rzeczywistości te, jak nam się zdawało, uliczki to ogromne ulice po cztery pasy w każdą stronę, plus 2 pasy dla rowerów, pasy zieleni, szerokie chodniki, znowu pas zieleni i drugi chodnik. Między dwoma takimi poprzecznymi ulicami można zmieścić całą dzielnicę wrocławską. Spacer mieliśmy dłuższy, niż się tego spodziewaliśmy. Czytaj dalej

Zakazane Miasto

19.11.2012

Pekin jest super! Wprawdzie dosyć drogo, bo będąc w samym centrum płacimy za noclegi w hostelu ok. 25 zł za osobę, ale jest cała masa atrakcji. Chińczycy mają niesamowitą wyobraźnię i potrafią wymyślić przedmioty, potrawy czy zabawki, o których nam się nie śniło. Pośród najróżniejszych skarbów znaleźliśmy na przykład szpatułki do dłubania w uchu, podświetlane za pomocą diody. Bardzo spodobały nam się też mini-latawce ważące kilka gramów i połączone sznurkiem po kilka sztuk – efektowne a tanie. Albo jedzenie na patyku – okazuje się, że można w ten sposób podać nawet kukurydzę czy tosty (żeby się nie przekręcały, są nabite wzdłuż na 2 patyczki). Albo zestawy słuchawkowe… Czytaj dalej

Wielki Mur Chiński

2012-11-22

Dzisiaj rano zgadaliśmy się z jeszcze w Mongolii poznanymi Polakami i w piątkę (bo jeden chłopak doleciał do nich z Polski) pojechaliśmy na jednodniową wycieczkę zobaczyć Wielki Mur. Opcji mieliśmy kilka: szukać dobrej opcji z tych organizowanych przez hostel lub biura podróży albo jechać na własną rękę zwykłym autobusem. Ostatnia opcja okazała się najtańsza – w jedną stronę (jakieś 60 km na północny wschód) za jedną osobę zapłaciliśmy całe 12 juanów (ok. 6 zł)! W niecałą godzinkę byliśmy już na miejscu. Wielki mur ciągnie się na tym fragmencie wzdłuż szczytów górskich. Na dole państwo przygotowane na przyjęcie dużej ilości turystów. Kramiki z atrakcjami i przekąskami, a dalej dwa wybiegi z niedźwiedziami (nikt tu się nie przejmuje tym, czy mają wystarczająco miejsca i zieleni). Czytaj dalej

Pekin na spokojnie

23.11.2012

Trochę dłuższa przerwa, bo nie chciało nam się pisać, a nie działo się tak wiele. Za to teraz będzie więcej obrazków.

Odkupiliśmy aparat, dokładnie taki sam, jaki nam ukradli w Ułan Bator. W tym celu poszliśmy na Electronic Market i wytargowaliśmy naprawdę dobrą cenę za nowiuśki aparat świeżo wyjęty przy nas z pudełka. Żeby zejść z kosztami jak najniżej, zostawiliśmy resztę zawartości tego pudełka w sklepie i nie dostaliśmy paragonu – wyszło około połowy tego, co w Polsce. Czytaj dalej

Dzień rowerów

24.11.2012

Z samego rana kupiliśmy na dworcu bilety na pociąg do Datongu. Stwierdziliśmy, że dzisiejszy dzień będzie inny niż wszystkie i zdecydowaliśmy się na wypożyczenie rowerów. Była to jedna z najlepszych decyzji w całej podróży, bo używając roweru można zobaczyć nie-turystyczną stronę miasta. Kilka słów o samej jeździe: Pekin jest bardzo dobrze zorganizowany w płaszczyźnie tras rowerowych. Jeśli ulica ma 2-6 pasów w jedną stronę, ma również ze 2 oddzielone zielenią lub zwykłym płotem pasy dla rowerów. Na dużych skrzyżowaniach specjalne światła, nawierzchnia asfaltowa, nie jakaś kostka jak we Wrocławiu, no i (prawie) żadnych krawężników do przejechania. Jedzie się znakomicie. Prawdę mówiąc, w ogóle się nie męczyłam jazdą, rower sam jechał jakby pchany niewidzialną siłą. Czytaj dalej

Datong – najdroższy dzień

26.11.2012

W niedzielę, jak to w niedzielę, wypadało zacząć od kościółka. Pociąg odjeżdżał o 10:50, na szczęście była msza o 8:30, na nieszczęście po Chińsku i z jakimiś dodatkowymi uroczystościami. Za to kościół był pełen i świetnie zorganizowany – obsługiwany przez wolontariuszy, z telebimami (teksty pieśni i kamera na ołtarz dla tylnych rzędów), pokazywali nawet nuty! Czytaj dalej

Armia terrakotowa

28.11.2012

Wczoraj przybyliśmy do Xi’an, z zamiarem pójścia na górę Hua Shan. Ze znalezieniem hostelu nie było znowu najmniejszego problemu, jakiś anglojęzyczny koleś stał przy dworcu i nas zaczepił. Powiedział cenę, która nam się podobała i już 10 minut później meldowaliśmy się w ciepłym holu. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że niestety zostawiłam aparat (sic!) w pociągu. Ten biedny aparat chyba chce od nas uciec, raz ukradziony, raz zgubiony… Czytaj dalej