Dzień rowerów

24.11.2012

Z samego rana kupiliśmy na dworcu bilety na pociąg do Datongu. Stwierdziliśmy, że dzisiejszy dzień będzie inny niż wszystkie i zdecydowaliśmy się na wypożyczenie rowerów. Była to jedna z najlepszych decyzji w całej podróży, bo używając roweru można zobaczyć nie-turystyczną stronę miasta. Kilka słów o samej jeździe: Pekin jest bardzo dobrze zorganizowany w płaszczyźnie tras rowerowych. Jeśli ulica ma 2-6 pasów w jedną stronę, ma również ze 2 oddzielone zielenią lub zwykłym płotem pasy dla rowerów. Na dużych skrzyżowaniach specjalne światła, nawierzchnia asfaltowa, nie jakaś kostka jak we Wrocławiu, no i (prawie) żadnych krawężników do przejechania. Jedzie się znakomicie. Prawdę mówiąc, w ogóle się nie męczyłam jazdą, rower sam jechał jakby pchany niewidzialną siłą. Czytaj dalej

Armia terrakotowa

28.11.2012

Wczoraj przybyliśmy do Xi’an, z zamiarem pójścia na górę Hua Shan. Ze znalezieniem hostelu nie było znowu najmniejszego problemu, jakiś anglojęzyczny koleś stał przy dworcu i nas zaczepił. Powiedział cenę, która nam się podobała i już 10 minut później meldowaliśmy się w ciepłym holu. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że niestety zostawiłam aparat (sic!) w pociągu. Ten biedny aparat chyba chce od nas uciec, raz ukradziony, raz zgubiony… Czytaj dalej

Dzień schodów

29.11.2012

Dzisiaj udało nam się dotrzeć na górę Hua shan. Godzina jazdy autobusem, kilka minut taksówką, 150 yuanów za wstęp do parku, kolejne 150 za wyciąg wagonikowy pod szczyt północny. Góra składa się z pięciu szczytów: północnego, południowego, wschodniego i zachodniego oraz centralnego. Ścieżki raczej niezbyt górskie, bo to po prostu długie betonowe schody, za to jakie widoki!! Góra jak na chińskie warunki nie jest zbyt wysoka, bo w najwyższym punkcie (południowy szczyt) ma 2160 m n.p.m., ale kolejka górska ma dolną stację na ok. 450 m n.p.m i w tym szczególe tkwi całe jej piękno. Czytaj dalej

Łódką w dolinie

2.12.2012

O 5 rano dojeżdżamy do Zhangjiajie (czyt. <Zańg żia żie> z akcentem na każdą sylabę). Miało być tak pięknie, tym razem od razu wzięliśmy taksówkę z dworca, pokazaliśmy chińską wersję adresu taksówkarzowi, ten nas zabrał na miejsce. 5.30 rano. Dobijamy się do drzwi hostelu na dziwnie wyglądającej ulicy, odpowiada nam cisza zakłócana kłótnią chyba dwóch Chinek (okropieństwo, wszystko na wysokich rejestrach). Mija 5, 10 i 15 minut, kiedy dajemy sobie spokój. Zdecydowanie ostatnio mamy pecha. Zanotowaliśmy sobie jeszcze jeden hostel, który może nas przyjąć, ale oczywiście nazwa i adres tylko wersja angielska. Jacek wyciągnął telefon, postukał, popukał i znalazł niezabezpieczoną sieć, wszedł na strony, wyszukał adres i nazwę i oto jesteśmy o 6.00 na czwartym piętrze ciemnego budynku i przez kolejne pół godziny będziemy pukać w kolejne drzwi. Czytaj dalej

Góra Tianmen

3.12.2012

Dzisiaj z samego rana, czyli o 7.00, wstaliśmy w zimnym pokoju, ubraliśmy się w zimnym pokoju i zeszliśmy do zimnego wspólnego lobby po jakieś informacje i Internet. Postanowiliśmy zmienić hostel, jednak jesteśmy zmarzlaki. Nim znaleźliśmy kolejny, nim uzyskaliśmy jako takie informacje, jak dojechać w góry, jak dojechać na dworzec kolejowy i jak dojechać do Hong Kongu (bo przecież piątego musimy wyjechać z Chin, wiza tylko dwudziestodniowa), była już dziesiąta. Czytaj dalej

Podskok adrenaliny

9.12.2012

Dzisiejszy dzień przeznaczyliśmy na wielkomiejską rozrywkę zwaną parkiem rozrywki. Do wyboru mięliśmy Ocean Park i Disneyland. Jako, że żadne z nas nie jest dziewięcioletnią dziewczynką, postanowiliśmy zacisnąć zęby i pójść oglądać foki. Czytaj dalej

Trochę fizyki, trochę historii.

10.12.2012

Dzisiaj postanowiliśmy zobaczyć dwa muzea. Pierwsze, noszące dumnie nazwę „Museum of science” sprawiło nam dużo przyjemności. Porównujemy je do parku nauki w Warszawie, bo zasada istnienia tego przybytku jest taka sama. Mają tam kilkadziesiąt stanowisk laboratoryjnych, w których dosłownie można się pobawić używając praw fizyki, wiadomości o społeczeństwie, budowy człowieka, technologii, itp., itd. Czytaj dalej

ostatnie chwile przed końcem świata w Tajlandii

Grudzień 2012, datę zjadł krab

Ech, dzisiaj jest środa, więc wypadałoby napisać, co działo się w niedzielę, poniedziałek, wtorek i dzisiaj. Może poskładam to w jakąś większą całość. Jest tutaj tak gorąco, że właściwie żyć zaczynamy dopiero około 18, kiedy słońce przestaje grzać. Próby przeniesienia się na tryb dzienny kończą się bardzo źle: przegrzaniem i – co najgorsze – chorobą. Czytaj dalej

Kanchanaburi

29XII2012

Dzisiaj znów wstaliśmy skoro świt, o 6.20 i o siódmej wyruszyliśmy na kolejną, zorganizowaną wycieczkę po okolicy. Dzień rozpoczęliśmy od miasta Kanchanaburi. Główną jego atrakcją jest słynny, już filmowy most na rzece Kwai. Czytaj dalej