Wycieczka na Gobi cz. 2

6.11.2012

Dzisiaj musieliśmy niestety zacząć od wstania z łóżek. Przed zaśnięciem nagrzaliśmy sobie do około +25 stopni, a kiedy się obudziliśmy, w jurcie było około -5. Nawet mimo tego, że oprócz piżamy miałem na sobie kalesony, polar, dwie pary skarpet i czapkę na głowie, nie obyło się bez naciągania dodatkowej kołdry na śpiwór. No dobrze, Marta też oddawała nieco ciepła.

Mieliśmy wyjechać około 9 rano, ale że nasza przewodniczka była tu najmłodszą miejscową kobietą, to na nią spadły zaszczytne obowiązki, jak szykowanie jedzenia nam, gospodarzom, kierowcy i sobie, i wyczyszczenie jurty przed odjazdem. Wyjechaliśmy godzinę później i podążyliśmy w stronę gór, a konkretnie… ale to zaraz. Czytaj dalej

Uwierz tu Mongołowi

10.11.2012

Obudziłem się około 5 rano. Z zimna. Ciemno, nic nie widać. Piecyk już dawno wygasł, temperatura w jurcie spadła do około -10 stopni. Mój śpiwór stanowczo nie nadaje się do takich temperatur. Cóż, skoro spać się nie da, to przynajmniej napalę dla innych. I tak z pomocą latarki ułożyłem z drewna ładny stosik, który zapalił się już za trzecim podejściem. Zaczęło promieniować miłe ciepełko, po chwili udało mi się zmrużyć oczy. Dokładałem jeszcze kilka razy, bo drewno spala się bardzo szybko, a piecyk malutki. W międzyczasie trzeba było pójść po więcej szczap, na szczęście stos drewna wszelakiego był o kilkanaście metrów dalej, a pies tylko spokojnie patrzył, jak przeszukuję odpowiednio krótkich albo dających się złamać kawałków. Czytaj dalej

cisza przed burzą

11.11.2012

Dzisiaj Niedziela. Właściwie dopiero teraz orientuję się, że jest nasze święto narodowe. Cóż, została jeszcze godzina do północy, to może przynajmniej na dobranoc pomruczymy narodowy hymn.
Byliśmy rano grzecznie na mszy, pewnie ostatniej przez bardzo długi czas. Już Jacek pisał o katedrze w Ułan Bator, ale dopiero dzisiaj mieliśmy okazję zobaczyć jej właściwe wnętrze. Zazwyczaj niestety msze odbywają się w małym pomieszczeniu na wysokości piwnicy. Dlaczego? Bo jest cieplej. Na moje stwierdzenie, że na górze wcale nie jest zimniej niż w większości polskich kościołów, Ksiądz ze spokojem odpowiedział, że ciepło jest atrakcyjne dla wiernych. Gdyby mieli spędzić godzinę w mniej komfortowych warunkach niż domowe, nie przyszliby. Wszystko stało się jasne. Nie oparliśmy się pokusie sprawdzenia akustyki wnętrza i zaraz pośpiewaliśmy kilka znanych kawałków odpowiednich dla otoczenia (Ubi Caritas, Ave Verum, Preis und Anbetung). Dźwięk rozchodził się pięknie w pustej przestrzeni. Czytaj dalej

Karakorum i inne przypadki

14.11.2012

Podróż na zachód przebiega bardzo spokojnie. Całodzienna jazda autobusem była bardzo komfortowa, a porównując z poprzednimi dwoma – wręcz luksusowa. Porządny, duży autobus, wygodne siedzenia, ciepło i asfalt na drodze – to wszystko, czego oczekuje europejski turysta. Jedyna atrakcja to zmiana pękniętego koła w połowie drogi. Wszyscy pasażerowie pomagali kierowcy z wymianą… mentalnie. Tak naprawdę ja wyłożyłam się na wolnych chwilowo siedzeniach, Jacek pstrykał fotki i rozmawiał z poznanymi w hostelu innymi podróżnikami (w liczbie: 5, mieszanka kanadyjsko-angielsko-hiszpańska z domieszką francuską). Reszta pasażerów skorzystała z momentu, aby „odwiedzić matkę naturę” gdzieś na pustyni.

Czytaj dalej

Ostatni dzień w Ułan Bator

15.11.2012

A więc ostatni dzień w Mongolii. Szczecinianie pojechali wcześnie rano pociągiem bezpośrednio do Pekinu (za około 100 dolarów za osobę), reszta Polaków ma „luźny dzień” i wyjście pod wieczór na Bonda. My wyjeżdżamy dopiero o 16:30, więc zdecydowaliśmy się zobaczyć jeszcze jedno muzeum: narodowo-historyczne. Szczerze mówiąc, spodziewaliśmy się czegoś lepszego, no ale dla zabicia czasu jakoś dało radę. Czytaj dalej

Przez granicę do Pekinu

17.11.2012

Cóż, jednak nie zawsze opłaca się kombinować.

Dojechaliśmy do granicy mongolsko-chińskiej po 7 rano i od razu udaliśmy się do kas przy dworcu, żeby kupić bilet przez granicę, do Erenhot (po chińsku: Erlian). O dziwo, nie dość że dostaliśmy bilet na pociąg i nie był zbyt drogi, to miał odjeżdżać lada chwila. Nie starczyło nawet czasu, żeby wymienić resztkę mongolskiej waluty. Przeżyliśmy tylko chwilę grozy, kiedy nie mogliśmy znaleźć tego pociągu na żadnym peronie, a był już czas odjazdu – dopóki ktoś nam po rosyjsku nie wyjaśnił, że: spokojnie, jeszcze nie przyjechał. Jak się później okazało, pomimo kwadransa spóźnienia pociąg stał potem jeszcze przez ponad półtorej godziny i odbywały się różne kontrole: paszportowa, celna, biletów, wypełniało się jakieś papiery. W końcu ruszyliśmy i oto ukazały nam się Chiny. Czytaj dalej

Pekin – poznajemy miasto

18 listopada 2012

Dojechaliśmy do Pekinu późnym wieczorem. Z plecakami, kurtkami, rękawiczkami i czapkami trochę się gotowaliśmy na czyściutkich, pięknie oświetlonych ulicach. Powędrowaliśmy do hostelu rekomendowanego przez nowych znajomych. Jeśli wcześniej zdawaliśmy sobie sprawę, że Pekin to duże miasto, teraz mogliśmy te myśli pognieść i wyrzucić do kosza. Pekin to coś więcej. Patrzyliśmy na mapę miasta (zapisaną wcześniej w komórce dzięki wujkowi Google), gdzie widzieliśmy proste uliczki wijące się wokół centrum ładnymi okręgami. W rzeczywistości te, jak nam się zdawało, uliczki to ogromne ulice po cztery pasy w każdą stronę, plus 2 pasy dla rowerów, pasy zieleni, szerokie chodniki, znowu pas zieleni i drugi chodnik. Między dwoma takimi poprzecznymi ulicami można zmieścić całą dzielnicę wrocławską. Spacer mieliśmy dłuższy, niż się tego spodziewaliśmy. Czytaj dalej

Zakazane Miasto

19.11.2012

Pekin jest super! Wprawdzie dosyć drogo, bo będąc w samym centrum płacimy za noclegi w hostelu ok. 25 zł za osobę, ale jest cała masa atrakcji. Chińczycy mają niesamowitą wyobraźnię i potrafią wymyślić przedmioty, potrawy czy zabawki, o których nam się nie śniło. Pośród najróżniejszych skarbów znaleźliśmy na przykład szpatułki do dłubania w uchu, podświetlane za pomocą diody. Bardzo spodobały nam się też mini-latawce ważące kilka gramów i połączone sznurkiem po kilka sztuk – efektowne a tanie. Albo jedzenie na patyku – okazuje się, że można w ten sposób podać nawet kukurydzę czy tosty (żeby się nie przekręcały, są nabite wzdłuż na 2 patyczki). Albo zestawy słuchawkowe… Czytaj dalej

Wielki Mur Chiński

2012-11-22

Dzisiaj rano zgadaliśmy się z jeszcze w Mongolii poznanymi Polakami i w piątkę (bo jeden chłopak doleciał do nich z Polski) pojechaliśmy na jednodniową wycieczkę zobaczyć Wielki Mur. Opcji mieliśmy kilka: szukać dobrej opcji z tych organizowanych przez hostel lub biura podróży albo jechać na własną rękę zwykłym autobusem. Ostatnia opcja okazała się najtańsza – w jedną stronę (jakieś 60 km na północny wschód) za jedną osobę zapłaciliśmy całe 12 juanów (ok. 6 zł)! W niecałą godzinkę byliśmy już na miejscu. Wielki mur ciągnie się na tym fragmencie wzdłuż szczytów górskich. Na dole państwo przygotowane na przyjęcie dużej ilości turystów. Kramiki z atrakcjami i przekąskami, a dalej dwa wybiegi z niedźwiedziami (nikt tu się nie przejmuje tym, czy mają wystarczająco miejsca i zieleni). Czytaj dalej

Pekin na spokojnie

23.11.2012

Trochę dłuższa przerwa, bo nie chciało nam się pisać, a nie działo się tak wiele. Za to teraz będzie więcej obrazków.

Odkupiliśmy aparat, dokładnie taki sam, jaki nam ukradli w Ułan Bator. W tym celu poszliśmy na Electronic Market i wytargowaliśmy naprawdę dobrą cenę za nowiuśki aparat świeżo wyjęty przy nas z pudełka. Żeby zejść z kosztami jak najniżej, zostawiliśmy resztę zawartości tego pudełka w sklepie i nie dostaliśmy paragonu – wyszło około połowy tego, co w Polsce. Czytaj dalej